wtorek, 25 września 2012

Rozdział XIII

60 sekund...
Na chwilę przymknęłam oczy, chroniąc je przed oślepiającym światłem dziennym. Po kilku sekundach mogłam już uważnie rozejrzeć się po arenie. Zupełnie inaczej się na nią patrzy, kiedy można stać się jedną z wielu bezimiennych ofiar. Nie jest to zwykły las. Chociaż może, po części...
50 sekund...
Góry. A jednak. Wysokie szczyty przykryte cienką warstwą śniegu. Na pewno bardzo niebezpieczne, ale i fascynujące. Wiedziałam, że zawodowcy będą chcieli tam pójść.
40 sekund...
Spojrzałam na Travisa. Znajdował się on daleko ode mnie, za to Gabrielle dzieliła ode mnie tylko Monique. Liam też patrzył na mnie jak na pierwszą ofiarę. Nie było niespodzianką, że zabicie mnie na początku było ich głównym priorytetem.
30 sekund...
Połowa czasu już minęła. Ja wciąż nie miałam taktyki. Tylko to, co powiedział mi Haymitch. Wziąć broń i zwiewać. Walka nie wchodziła w grę. Nie teraz.
20 sekund...
Skupiłam się na pasie z nożami. Mój największy atut leżał w zasięgu trzydziestu metrów, niebezpiecznie blisko rogu. Byłam szybka. Ale czy aż tak szybka jak Gabrielle?
10 sekund...
Biegnę. Taki był plan od początku i postanowiłam się tego trzymać. A co tam, najwyżej umrę - mój jedyny argument. No co, w końcu dlatego tutaj stałam. Dlatego się zgłosiłam. Chciałam skończyć tak jak on. Jak Patrick. Umrzeć godnie. Na oczach całego Panem. Wreszcie miałam okazję.
2 sekundy...
Przygotowałam się do biegu, teraz tylko czekałam na gong...
***
Na początku usłyszałam eksplozję. Chłopak z Szóstki zszedł z pola za szybko i uruchomił minę. Pierwsza ofiara odeszła przed czasem. Wszyscy, mimo upływającego czasu, skierowali wzrok w tamtą stronę. Nie ja, to była moja szansa. Musiałam biec, nie zważając na innych. Potrzebowałam tych noży, była to moja jedyna szansa na zachowanie życia. Gabrielle obudziła się niewiele później, zdecydowanie za szybko. Omijałam wszystkie niepotrzebne przedmioty w obawie, że mogłyby mnie opóźnić. Mimowolnie odwróciłam głowę. Dziewczyna była zaledwie dwa metry za mną, ale i tak miałyśmy dużą przewagę nad resztą. Ja nad nią - sekundę, może mniej. Ważne, że wystarczyło, żebym je zdobyła. Zacisnęłam palce na pierwszym lepszym i rzuciłam w Gabrielle, nawet nie patrząc czy trafiłam. Wiedziałam, że nie. Ona należała do zawodowców - nie była słaba. Nie dałaby się zabić w taki sposób. 
Szybko znalazłam miecz. Nie umiałam się nim zbyt dobrze posługiwać, ale wiedziałam, że może się przydać. Potrzebowałam jeszcze plecaka i czegoś do picia. Wiedziałam, ze niepotrzebnie tracę czas, powinnam uciekać. Travis był niebezpiecznie blisko mnie. Gabrielle też. Była pochylona nad włócznią, chyba zamierzała użyć jej przeciwko mnie. Śmierć zbliżała się w zastraszającym tempie. Z takiej odległości nie mogłaby spudłować. Ale ja też nie. Wyjęłam nóż. Zabij ją. Przecież potrafisz. Jak dotąd zabijałam tylko krowy. Zawahałam się, ale podniosłam nóż. Rzuć. Nie. Zabij ją, albo ona zabije ciebie. Wbiła we mnie wzrok. Nie mogłam znieść jej spojrzenia. Rzuć! 
Rzuciłam.
***
Pierwsza ofiara. Gabrielle nie miała szans. Minęło tylko kilka sekund a ja już miałam kogoś na sumieniu. Nie było mi jej żal. Ani trochę. Zabiłam ją zadziwiająco łatwo. I nie różniło się to od zabicia zwierzęcia prawie w ogóle.
- Zabiłaś moją siostrę - nie musiałam patrzeć na Travisa, by zobaczyć gniew malujący na jego twarzy. Szybko złapałam miecz i zablokowałam cios. Było trudno. Wiedziałam, że na dłuższą metę nie mam z nim szans. Ucieczka była moją jedyną szansą. I musiałam uciekać. Zrobiłam to tylko dzięki ingerencji dziewczyny z Dziewiątki. Praktycznie rzuciła się w przestrzeń miedzy mną a nim. Ona też chciała uciec. Zabił ją od niechcenia, ale dało mi to dokładnie tyle czasu, ile potrzebowałam. 
Wpadłam na jakiegoś chłopaka. Nie wiedziałam z jakiego jest Dystryktu. Wbiłam mu nóż w plecy. Tak po prostu, nie myślałam o tym. Miał butelkę wody - ja wody potrzebowałam. Wyrwałam mu zdobycz z zimnej ręki i ruszyłam w stronę gór. Na początku wydawało mi się, że ktoś mnie goni, ale chyba odpuścili. Nie zwróciłam uwagi na Liam'a, więc nie mogłam skupić się na jego umiejętnościach. A ciekawiły mnie, i to bardzo. Chciałam go zabić. Pragnęłam krwi jak nigdy, nie mogłam nawet uwierzyć, jak bardzo się zmieniłam przez te kilka minut. 
Biegłam po skalnych występach pilnując, by nie zgubić orientacji w terenie. Nie było źle - miałam noże, miecz i butelkę z wodą. Niestety również wrażenie, że zdobyłam za mało. Żadnego jedzenia. Na sponsorów raczej nie było na razie co liczyć, ale hej! Przecież przeżyłam, mimo siódemki trybutów przeciwko mnie. Mało tego, jednego z nich zabiłam i obroniłam się przed Travisem, co bez wątpienia było dużym sukcesem. 
Usiadłam na ziemi i uspokoiłam oddech po długim biegu. Policzyłam noże. Jedenaście. Jeden pewnie nadal tkwi w piersi Gabrielle. Usłyszałam szelest, który zmusił mnie do wstania. Złapałam za nóż. Zza drzewa wybiegła blondynka z Siódemki. Nie pamiętałam jej, chyba nie wyróżniła się ani wynikiem, ani prezencją. Zabij. Tym razem było inaczej. Mogłam to przemyśleć, to ja byłam zawodowcem - nie ona. Ode mnie zależała decyzja o jej życiu lub śmierci. Mogła być trzecią osobą na mojej liście, mogła też odejść wolno. Napotkałam jej przerażony, zdezorientowany wzrok. Ma plecak. Argument przeważył. Ostrze noża przebiło pierś. Upadła na ziemię. Podeszłam do niej i zdjęłam jej plecak z pleców. Zupełnie bez emocji. Dla mnie była to gra. Umarła tylko następna osoba. Bezimienna. 
Poczekałam parę sekund, aż przyleci poduszkowiec. Nie miała przy sobie nic przydatnego, więc nie poświęciłam jej zbyt dużo uwagi. W plecaku była paczka suszonej wołowiny, dwa jabłka i dziwne ciastka, z którymi jak dotąd nie miałam styczności. Oprócz tego tylko sznurek i jakiś cienki koc, nie wyglądający zbyt porządnie. 
Dziewięć wystrzałów armatnich. Zabiłam jedną trzecią ogółu. Wystrzały oznaczały koniec sieczki pod rogiem. Zawodowcy pewnie zbierali w tej chwili resztę broni. Bardzo chciałam się dowiedzieć, jak się zorganizowali. W tym celu mogłam zrobić tylko jedno - wejść na drzewo. Zrobiłam to bez wielkiego wysiłku, nie byłam tak daleko, żaby nie dostrzec szczegółów. Byli wszyscy - cała szóstka. Mieli arsenał, o jakim ja mogłam tylko marzyć, tym samym tylko narzekać jak obrażone dziecko, że to jest nie fair. Nic nie mogłam zrobić. Uświadomiłam sobie jedno - chciałam przeżyć. Nawet, jeśli miałabym w tym celu pozabijać wszystkich innych.
Trudno się do tego przyznać, ale w jakiś sposób byłam z tego dumna. Czułam się silniejsza. Lepsza. Niezwykła. Nie powinnam tak myśleć. Postępowałam przeciwko naturze, zabijałam kogoś zupełnie bez zastanowienia, bo umarłby z ręki kogoś innego, bo zbliżało mnie to do zwycięstwa, bo tak... Powodów było dużo. Wszystkie demaskowały mój egoizm. Czy którakolwiek z moich trzech ofiar mogła być dla kogoś kimś takim, jak Patrick dla mnie? Oczywiście oprócz Gabrielle, jej nie było mi żal w żadnym stopniu. Ale dziewczyna z Siódemki - ona z pewnością miała rodzinę, może nawet chłopaka, którzy nigdy już jej nie zobaczą, nie przytulą. Owszem - wróci, ale w drewnianym pudle, bez przyszłości. Z raną po nożu na piersi. MOIM NOŻU.
***
Nie byłam zadowolona ze zmian, które we mnie zaszły. Niepokoiła mnie nadzieja. Nadzieja na zwycięstwo. Razem ze zmierzchem naszły mnie wspomnienia tego dnia. Krew i emocje, których wcześniej nie czułam. Zachowywałam się, jakbym oglądała film, stała z boku. Nie. To ja zabijałam. Jeszcze kilka tygodni temu nie zależałoby mi na tych kilku dniach ale teraz przekładałam swoje życie nad wszytsko inne.

5 komentarzy:

  1. Super! Bezlitosna Emily -kocham to. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, taki prawdziwy pełen emocji:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham twojego bloga. Świetny rozdział. Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No i stało się. Emily zmieniła się w maszynkę do zabijania. W końcu znalazłam bohaterkę, która ma ten wyłącznik. Wygra, musi wygrać, ja to wiem.
    Zabicie 3 osób. Imponujące. I moje jestem okropną osobą, ale życzę Liamowi śmierci, ot co.
    Grr, od początku nie pajam do niego miłością.
    Pozdrawiam, Faith.

    trybuci-dystryktu-czwartego.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń